jami. Wielu z nas, wychowanych na wsi, uprawiało od dawna sport myśliwski, było obznajomionych z flintą, to też awansowaliśmy szybko na wojskowej strzelnicy w kierunku zdobycia odznak strzelców pierwszej klasy. Obudziło to podejrzenie wśród oficerów: na kontrolę przybył generał-brygadjer. Między innymi powołał i mnie do produkcji pod jego okiem. Byłem przekonany, że pod wpływem emocji spudłuję. Stało się przeciwnie. Tarcza zamarkowała centrum; wyszedłem zwycięsko.
Nadeszły letnie miesiące, epoka forsownych ćwiczeń w polu, wśród kurzu i upałów, równocześnie epoka nauki do egzaminu oficerskidgo[1].
Bezpośrednio przed dopuszczeniem do popisu defilowaliśmy po jednemu przed gronem oficerów, które orzekało następnie, czy uznaje nas godnymi stopnia oficerskiego. Z Wiednia przyszło tymczasem polecenie ostrej klasyfikacji, tak przy teoretycznych, jak i praktycznych popisach; zmieniono więc system egzaminów, który polegał na losowaniu kartek z gotowemi pytaniami, i poczęto, obok wyciągniętych pytań, zadawać ustne zagadnienia. Radziliśmy sobie jak każdy mógł i zdołał, i wobec krzyżowego ognia wygłaszali bez długiego namysłu zdania, nie dając członkom komisji wiele czasu do zastanowienia się nad naszemi odpowiedziami. Z tem wszystkiem zdołało zaledwie 15 nas — na 116 ochotników lwowskiego garnizonu — uzyskać w pierwszym roku pomyślną kwalifikację. Reszta albo została reprobowaną, albo odłożyła egzamin do na stępnego roku, lub też zupełnie zrezygnowała z szlif oficerskich.
W cztery lata później odbywałem jako podporucznik ćwiczenia broni przy tym samym 80 pułku piechoty, wśród tego samego prawie grona oficerów — Polaków, a dopiero przy awansie na porucznika przydzielono mnie do- 75 (radowieckiego) batalionu obrony krajowej,
- ↑ Błąd w druku; powinno być – oficerskiego.