Strona:Iwan Turgieniew-Pierwsza miłość.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I ja tak samo. Ileż nadziei, kwiatów, jakież skarby widziałem przed sobą w przyszłości, kiedy jedném westchnieniem, jedną chwilą smutku żegnałem wspomnienie méj pierwszéj miłości!
A cóż się spełniło z tych wszystkich śmiałych nadziei? Dziś, kiedy życie moje zachodzi w cień wieczoru, cóż mi zostało jaśniejszego, droższego na całéj przebytéj drodze nad to krótkie wspomnienie przelotnéj burzy wiosennéj?
Lecz nie! oskarżam się niesprawiedliwie. I wówczas nawet, w téj epoce lekkomyślnéj, młodéj swobody, nie pozostałem głuchym na głos smutku, na uroczysty dźwięk z poza mogiły. W kilka dni potém z własnego natchnienia, dobrowolnie, pod wpływem nagłego popędu, byłem obecny przy śmierci biednéj staruszki, która mieszkała w naszym domu.
Okryta łachmanami, na twardéj, nagiéj desce, z jakimś workiem pod głową, biedaczka umierała ciężko, ciężko rozstawała się z życiem. A przecież nic ono nie dało jéj nigdy, prócz gorzkiéj walki codziennéj o czarny, nędzny kęs chleba; nie znała ona radości, nie piła nigdy z słodkiéj czary szczęścia, i śmierć mogła być dla niéj tylko wybawieniem, tylko wypoczynkiem, spokojem. Dlaczegóż więc, póki ciało opierać się mogło strasznéj, niszczącéj potędze; póki pierś słabym oddechem podnosiła się jeszcze pod ciężarem lodowatéj dłoni; dopóki usta poruszać się mogły ledwo dostrzegalnym ruchem — ta biedna, ta nieszczęśliwa i nędzna wzywała Boga, prosząc o ratunek, o życie...
— I odpuść mi grzechy moje, — szepnęła nakoniec, i dopiero z ostatnią iskrą świadomości zagasł w jéj oczach wyraz trwogi i obawy śmierci.
Tu, przy tém łożu i męce konania ogarnęło mię przerażenie; — myślą byłem przy Zeneidzie, cierpiałem wespół z nią i nagle zapragnąłem się pomodlić za nią, za ojca — i za siebie.

KONIEC.