Strona:Iliada3.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sciągnął dłoń do uścisku, lecz chęci daremne:        101
Cień iak dym poszedł z jękiem w krainy podziemne.
Na taki dziw, Achilla wielki strach przeniknął,
Zerwał się, klasnął ręką, żałobliwie krzyknął.
„Nie ginie zatem człowiek, idąc w ciemne kraie,
Jakiś iego cień lekki po śmierci zostaie.
Patrokl mi się pokazał w smutku i żałobie,
Daiąc zlecenia: iakże podobny był sobie!„
Tym żal odnowił w sercach, ciężką boleść wzniecił,
Płaczących pierwszy promień Jutrzenki oświecił.
Atryd rozkazał, aby rzuciwszy namioty,
Z mułami się do lasu wyprawiły roty,
I tam nacięły drzewa: zdał król tę wyprawę
Na Meryona, w piękną bogatego sławę.
Na przedzie idą muły: za niemi krok spory
Niósł mężów z powrozami, z płytkiemi topory:
W górę, z góry, pod górę, kręta ścieszka wiodła,
Będąc na Jdzie, liczne tryskaiącéy źródła.
Rąbią, odwiecznym dębom ciosy stal dawała,
Pod których się upadem góra trzęsła cała.
Muły ociosanemi obciążaią drzewy,
Te z niemi się przez gęste przedzieraią krzewy,
Z ludzi każdy gałęzi ciężkie dźwiga brzemię,
Jak Meryon rozkazał, zacne Mola plemie:
Niosą ie, gdzie wyznaczył Pelid mieysce grobu,
Co za wieczny spoczynek ma służyć dla obu: