Strona:Iliada3.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„I ty bezwstydna, rzecze, śmiesz walczyć z Junoną?        491
Lecz kołczan twóy zbyt słabą dla ciebie obroną.
Kobieta, lwie masz serce; ta twoia ozdoba,
Możesz zabiiać wszystko, co ci się podoba:
Ale łatwiéy na górach pierzchliwe bić łanie,
Niż w polu z mocnieyszemi wytrzymać spotkanie.
Zuchwała! mierz się z moią prawicą niezłomną.
Ta walka cię na zawsze nauczy bydź skromną.„
Lewą ręką za ręce chwyta zapalczywa,
Prawą zaś iéy narzędzia strzeleckie wyrywa,
I śmieiąc się zadaie razy kilkokrotne:
Wykręca się Dyana, padły strzały lotne,
A opuszczaiąc pole, czémprędzéy ucieka.
Jak bystrego iastrzębia chroniąc się zdaleka,
Kryie się gołębica w wydrożeniach skały;
Tak Dyana, rzuciwszy swóy kołczan i strzały,
Biegła, gdy się wydarła z rąk Jowisza żony.
Natenczas tak Merkury mówi do Latony:
„Ja nie chcę walczyć z tobą, lękam się tych ręki,
Które Jowisza swemi zwyciężyły wdzięki.
Pódź, głoś w niebie, żeś bogów pokonała posła,
Żeś nademną wygraną bez boiu odniosła.„
Latona podeymuie łuk i liczne strzały,
Co się na piasku w różne strony rozsypały:
Poszła za córką, wziąwszy strzeleckie iéy groty.
Już ią przyiął w Olimpie dom Jowisza złoty,