Strona:Iliada3.djvu/021

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Achillu! rzekł Troianin, źle znasz Eneasza,        205
Jeśli mniemasz, że twoia groźba go zastrasza.
Słownych przekazów drobna obawia się dziatwa:
Na obelgi? obelgą odpowiedź iest łatwa.
Jam nie widział twych oyców, ty moich nawzaiem,
Lecz znamy, iakim oba szczycim się rodzaiem.
Jeśli ślachetny Peley twóy ród sławnym czyni,
I Tetys pięknowłosa, wód morskich bogini;
Wspaniałego Anchiza we mnie krew iest szczera,
On mi oycem, a matką prześliczna Wenera.
Dziś iedni, albo drudzy, zapłaczą nad synem,
Bo nie słowy skończymy ten bóy, ale czynem.
Lecz żebyś znał dokładnie ród móy od początku,
Który wielu znaiomy, powiem ci w porządku.
Dardan był syn Jowisza, on piérwsze osady
Dardanii założył, gdzie mieszkały dziady:
Jeszcze na polu nie stał ludny i bogaty
Jlion, lecz pod Jdą mieli swoie chaty.
Z Dardana się urodził Erychton szanowny:
Żaden mu król w bogactwach nie był wówczas równy.
Jego klaczy liczono w polach trzy tysiące,
Igraiących z pięknemi zrzebięty na łące.
Ku nim Boreasz poczuł w sobie miłość żywą:
Wziąwszy więc kształt rumaka z lazurową grzywą,
Złączył się, i dwanaście młodych klacząt spłodził:
Bieg ich, boskie w nich plemię, widocznie dowodził.