Strona:Iliada2.djvu/321

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak niechętnie od ciała szedł Menelay boski,        673
W głębi serca wielkiemi napełniony troski,
Ażeby Grecy trupa nie rzucili w trwodze.
Temi więc słowy piérwsze upomina wodze.
„Aiaxy! Meryonie! stawcie mężnie roty,
I biednego Patrokla przypomniycie cnoty:
Póki żył, nikt na iego serce się nie żalił,
Teraz go śmierć i wyrok niezbędny obalił.„
Odchodzi, wzrok na wszystkie obracaiąc strony.
Jak pod niebem lotnemi skrzydły uniesiony,
Powietrzne plemię bystrym celuiący wzrokiem,
Wiedzie orzeł zrzenicę za zaiąca skokiem,
Choć skryie się w zaroślach, on go uyrzy przecie,
Spadnie, pochwyci w szpony, i ducha wygniecie;
Tak Menelay, szukaiąc, kogo uyrzeć żądał,
Błyszczącym wzrokiem roty i szyki przeglądał.
Sledzi syna Nestora, czyli ieszcze żyie.
Niezadługo na lewém skrzydle go odkryie:
Zagrzewa swych, by mężnie postawili czoła.
Bieży do niego Atryd, i zaraz tak woła.
„Posłuchay, Antylochu, naysmutnieyszéy wieści:
Czemuż nie oszczędziły nieba téy boleści!
Już sam widzisz zapewne, że bóg zagniewany,
Przyśpiesza Grekom zgubę, a wspiera Troiany.
Jeden z piérwszych rycerzy i woyska ozdoba,
Legł Patrokl: iakaż po nim dla Greków żałoba!