Strona:Iliada2.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

„Podły ten mąż, Patrokla straty nie nagradza,        543
Lecz przynaymniéy cóżkolwiek me żale osładza,„
To powiedziawszy, na wóz krwawe łupy wkłada,
I sam także na wozie wspaniałym usiada:
Jak lew, co byka świeżo w głodnéy zżarł paszczęce,
Krwią miał zaczerwienione i nogi i ręce.
Nad Patroklem trwa walka smutna, krwawa, zjadła,
Minerwa ią zapala: po to z nieba spadła,
Zesłana od Jowisza, żeby zagrzać Greki,
Który iuż był od piérwszych wyroków daleki.
W jakich się farbach tęcza maluie na chmurze,
Zwiastuiąca lub woyny, lub też zimne burze,
Patrząc, iak na sklepieniu górnem rozciągnięta,
Rzucaią prace ludzie, smucą się zwierzęta;
Tak Minerwa, niebieskim odziana obłokiem,
Między Greckie narody śpiesznym wchodzi krokiem,
I nowy ogień w sercach woiowników żarzy:
A w głosie Fenixowi podobna i w twarzy,
Temi słowy bliskiego Menelaia grzeie.
Jaka hańba na imię twoie się rozleie,
Achilla towarzysza gdy wezmą Troianie!
Gdy się psom pod murami na pastwę dostanie!
Biy więc śmiało i w woysku ożyw zapał równy.„
A Menelay: „Fenixie! móy oycze szanowny!
Gdybyć Minerwa w swoiéy miała mię obronie,
Gdyby ogień na nowo rozżarzyła w łonie;