Strona:Iliada2.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I tam ie obwaruymy, rzuciwszy kotwice;        75
A skoro noc ponure rozciągnie ciemnice,
Resztę floty przed smutną ocalimy dolą:
Przecież nam wtenczas wytchnąć Troianie pozwolą.
Ale uciekać w nocy, iak wstydliwa postać!
Lepiéy się tak ocalić, niż w więzy się dostać.„
„A Ulisses na niego spoyrzawszy surowo:
„O rado bezrozumna! o haniebna mowo!
Podły królu, bodaybyś podłym ludem władał:
Zaco cię wielki Jowisz nam za wodza nadał,
Których, z młodych lat, w boiach doświadczone męztwo,
Ma za niezmienne hasło, śmierć, albo zwycięztwo?
Więc to miasto opuścisz, z którego przyczyny,
Tyle łez i krwi Greckie iuż wylały syny?
Także niesławny będzie kres naszego trudu!
Strzeż się, by kto słów twoich nie usłyszał z ludu:
Z ust roztropnych wyiśdź taka nie powinna rada,
Ni od króla, co tylą narodami włada.
Naganiam więc twe zdanie, odrzucam ie wcale.
Co! gdy ieszcze w naywiększym walka trwa zapale,
My wtenczas będziem spuszczać na morze okręty?
Tegoć żąda Troianin, swém szczęściem nadęty:
Smiałość iego zostanie dwakroć powiększona,
I zguby naszéy wtedy tém łatwiéy dokona.
Gdy woysko uyrzy nawy ciągnione na morze:
Dotąd trwałe, ostygnie w rycerskim uporze,