Strona:Iliada2.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Przy całym murze straszną walkę Mars zapalał:        179
Achiwy, mimo smutku, który ich, przywalał,
Biiąc się za okręty, czynią cuda męztwa.
Jęczą bogowie, Grekom życzący zwycięztwa.
Oba mężne Lapity dotrzymuią boiu.
Polipet niezwalczony, twóy syn Pirytoiu,
Uderza zuchwałego w przyłbicę Damaza:
Nie mogła miedź płytkiego odeprzeć żelaza,
Twardy cios łamie czaszę, mózg z głowy rozlewa,
Pada mąż zapalony, i duszę wyziewa.
Tuż Pilona z Ormenem obala na ziemię.
A Leontey waleczny, zacne Marsa plemię,
Hipomacha zabiia, po nim Antyfata,
Z pochew miecza dobywszy, zgubnym razem płata;
Od téyże silnéy ręki, w sztuce Marsa biegli,
Menon, Jamen i Orest, na kupie polegli.
Gdy ci łupy zdzieraią, naylicznieysza młodzież,
I naylepiéy przybrana w bohatyrską odzież,
I któréy naygoręcéy pragnie umysł żwawy
Przełamać mur Achiwów, i zapalić nawy;
Idzie: wielki ią Hektor i Polidam grzeie,
A nagle się wstrzymawszy nad rowem, dumieie.
Już go myśli przeskoczyć, kiedy wzrok młodzieży
Straszna uderza wieszczba: Oto orzeł bieży
Z obłoków, przedzielaiąc woyska w lewéy stronie;
Skrwawionego on węża w silnéy uiął szponie: