Strona:Iliada.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Syn maleńki, iedynak, iak wschodzące zorze.        413
Tyś go Skamandrym zacny nazywał Hektorze,
Insi Astyanaktem:[1] sam bowiem od zgonu,
Ochraniał wielki Hektor mury Jlionu.
Patrząc rycerz na syna, uśmiechnął się skrycie:
Andromacha zaś przed nim łzy leiąc obficie,
Bierze za ręce męża, i tak mówić pocznie:
„Mężu! męztwo cię twoie zgubi nieodwłocznie:
Nie masz żadnéy litości nad dziecięcia głową,
Ni nademną nędznicą, wkrótce twoią wdową.
Na iednego Achiwi wszystkie złączą siły,
I odbiorą ci życie: Ach! móy mężu miły!
Jeżeli cię mam stracić, obym legła w grobie!
Nie masz dla mnie pociechy żadnéy iuź po tobie:
Smutki mię gnębić będą aż do dni ostatka.
Zginął oyciec, kochana zginęła mi matka;
Oyca zabił Achilles, gdy Teby w perzynę
Obrócił, silną możnych Cylików dziedzinę.
Tam potkała ostatnia Ecyona dola.
Jednak zbroi nie złupił, szanując w nim króla.
Ale ią z ciałem spalił, wysypał grób, który
Okryły drzewem Nimfy, pana niebios córy.
Siedmiu braci, rodzeństwa zaszczyt i kochanie,
Wszystkich w jednym dniu posłał w podziemne otchłanie,
Kiedy paśli na górach liczne oyca woły.
Matkę z nim berło w Tebach dziedziczącą społy,

  1. Z przymiotów oyca dawano imiona dzieciom. Aſtyanax znaczy król, dowódzca, naczelnik miaſta.