Strona:Iliada.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zaraz noc wieczna w oczach bohatyra siada,        465
I zwalony iak wieża, na ziemię upada,
Elefenor, co wodzą Abantów się szczycił,
Upadłego rycerza za nogi uchwycił,
I z pośród strzał unosił, aby odarł zbroię:
Lecz niedługo przypłacił życiem śmiałość swoię;
Bo gdy postrzegł Agenor, że wódz przechylony,
Ciągnąc trupa, odsłonił bok na obie strony,
Zaraz mu ostrą dzidą ciężką ranę zadał.
Upadł syn Chalkodona, i życie postradał.
Przy nim srożą się Greków i Troian oręże,
Walczą z sobą iak wilcy, stron przeciwnych męże.
Wnet Aiax Telamonid Symoiza zmiecie:
Młody bohatyr ieszcze w piérwszym wieku kwiecie.
Gdy matka z rodzicami trzody odwiedziła,
Przy Symoencie, z Jdy schodząc, go powiła,
I nazwała od rzeki. Prędko życie stracił,
Ni się za wychów miłym rodzicom wypłacił:
Pchnięty w pierś straszną dzidą syna Telamona,
Która za ramię przeszła, upada i kona.
Jako na brzegach bagna topola wyrosła,
Co pysznemi gałęźmi wierzch do góry wzniosła,
Gdy ią sztukmistrz obali powtarzanym razem,
Maiąc z niéy koło płytkiém wyrobić żelazem,
Więdnieie i usycha na pobrzeżu wody;
Tak, ze zbroi odarty, leży rycerz młody.