Strona:Iliada.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Musi uledz mężowi niezgięta iéy dusza,        567
Lecz wszyſtkich bogów czułość iéy zmartwienie wzrusza.
Zatém Wulkan, Olimpu sławny budowniczy,
Miłą matkę pociesza w tak ciężkéy goryczy.
„Jakto nas wszystkich smuci, iak dotkliwie boli,
Że niebo się poróżnia dla śmiertelnych doli.
Gdy się przykra niezgoda samych bogów ima,
Znikną uczty roskosze, złe górę otrzyma.
Matce radzę, choć sama sobie radzić zdolną,
By na Jowisza była rozkazy powolną:
Bo kiedy w gniew, nasz oyciec rozjątrzony wpada,
Cała się dla niebianów zepsuie biesiada.
Gdyby chciał, iak iest mocny ten wielki pan gromu,
Wszystkichby nas wytrącił z niebieskiego domu.
Matko! uymiy go wdzięcznie, a spoyrzy wesoło,
I okaże pogodne Olimpowi czoło.„
To powiedziawszy Wulkan, z mieysca swego wstaie,
Bierze okrngłą czarę, matce ią podaie,
I rzecze: „Znoś to matko, lubo ci niemiło,
Żeby się co gorszego ieszcze nie zdarzyło:
Gniewy iego złagodzi twa powolność wczesna.
Jakby dla syna twego była rzecz bolesna,
Nie mogąc ci dać wsparcia, patrzeć na twe ięki.
Trudno wytrzymać siłę Jowiszowéy ręki.
Nigdy mi ten przypadek nie wyydzie z pamięci:
Gdym cię raz przeciw iego chciał wesprzeć niechęci,