Strona:Iliada.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Niech biie Greki, do naw odeprze ze stratą,        411
Niech widzą, co mądrości ich króla zapłatą,
I niechaj Atryd swego pożałuie błędu,
Że dla najdzielniejszego męża nie miał względu.„
A Tetys na to, łzami zalawszy się cała:
„Kiedym cię nieszczęśliwym losem wychowała,
Obyś przynajmniéy siedział w nawie bez boleści!
Lecz i w ciasnym obrębie wyrok dni twe mieści,
I zrządza ci na ziemi naynędznieysze bycie:
Jakżem ci, synu, smutnym losem dała życie!
Wstąpię na Olimp górny, przed Jowiszem stanę,
Powiem, iak srogą na czci odebrałeś ranę:
Może, na prośby moie, łaskawie się skłoni.
Ty gniewny siedź u floty, nie bierz się do broni.
Wczoray opuścił Jowisz złote nieba progi,
Poszedł do Oceanu, a z nim inne bogi,
By w uczcie towarzyszył Etyopom[1] czystym.
Za dwanaście dni będzie w swym domu wieczystym.
Wtedy śpieszę do niego, ścisnę mu kolana,
Spodziewam się, że będę w prośbie wysłuchana.„
To rzekłszy znikła, w smutku zostawuiąc syna,
Że mu wzięta niesłusznie prześliczna dziewczyna.
Tymczasem zaś do Chryzy Laercyad płynie,
Wiezie święte ofiary: skoro w port zawinie,
Ściąga żagle szerokie, i na nawie składa,
Opuszcza maszt, a brzegu wiosłami dopada:

  1. W Dyopolu był wielki kościół, do którego zgromadzając się corocznie Etyopowie, brali posąg Jowisza i innych bogów, i z niemi w Libii processyą odprawiali. Natenczas przez dwanaście dni dawano wspaniałe biesiady. Dacier.