Przejdź do zawartości

Strona:Iliada.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

od nas bliższemi natury; na pospólſtwo, które ieſt zawsze dziecięciem; na dzikich ludzi, którzy są zawsze pospólſtwem; i poſtrzegłem, że w tych wszyſtkich, gniew, nim się okaże przez ſkutki, wprzód się okazuie przez chlubę, zuchwałość i obelgę.

Słyszałem i to zarzucaiących Homerowi, że w proſtocie odmalował obyczaie tych czasów, które go poprzedziły. Rozśmiałem się z krytyki, i milczałem.

Lecz gdy mu za wyſtępek poczytuią, że bogów upodlił, wtenczas przeſtaię na przytoczeniu odpowiedzi, danéy mi od oświeconego Ateńczyka. Homer, mówił on, podług przyiętego za iego czasów zdania, słabości naszych bogom udzielił. Grał ich potém na teatrze Aryſtofan, i oycowie nasi téy bezbożności poklaſk dawali. Naydawnieysi Teologowie utrzymywali, że bogowie i ludzie ieden maią początek: i prawie toż samo za dni naszych Pindar wyśpiewywał. Nigdy więc nie sądzono, aby tacy bogowie wyrównać mogli temu wyobrażeniu, które o bóſtwie mamy. I w rzeczy saméy prawdziwa Filozofiia, przypuszcza wyższe nad nich ieſteſtwo, które im swoiéy mocy powierzyło. Ludzie oświeceni oddaią mu cześć w cichości: insi zasyłaią swe