i tak po odrobinie wyciekło gdzieś wszystko — bez walki, bez żalu, bez dokładnego pojęcia o tem, że coś tracę i co tracę.
Jeszcze raz powtarzam — wiary tej ja może nie żałuję teraz, ale to czuję, że nie tak ją tracić należy.
Tu powinna być walka, opór, zaciętość, tu powinna być świadomość tego, co się zwala, dlaczego i czem się zastępuje obalone bożyszcza.
Ja nic nie obalałem, nic nie odrzucałem, lecz tylko pogubiłem wszystko, — no i nic nie mam.
Nie ja jeden tak tracę wiarę. My ją niemal wszyscy gubimy w ten sposób, nieopatrznie rozrzucając gdzieś po całym świecie po okruszynie, po strzępku, żeby potem mieć przyjemność powiedzenia sobie: „jesteśmy zwierzęta.“
Ulegamy jednemu i temu samemu procesowi psychicznemu, kiedy naiwnie pojmowany krytycyzm olśniewa nam mózgi. Tak i ze mną było.
Początkowe wychowanie odebrałem zupełnie religijne, to też do 16-go roku życia utrzymałem wszystkie nabytki epoki
Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/79
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.