Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nawet i potem nic jej pisać nie będę. Niech się nie martwi, choćby minionym smutkiem.
Przykro mi się zrobiło nad wyraz, kiedym wyczytał w jej liście te słowa: „Kiedy mróz większy na dworze, ja drżę cała na wspomnienie o Tobie i Zosi. Ona nie ma szuby, twój szynel także wiatrem podszyty, — a tymczasem musicie cały dzień biegać po lekcyach. Jużbym wolała, żeby mnie było zimno i niewygodnie, abym tylko mogła być o was spokojną. Mój Józieczku, mój złoty, błagam Cię na wszystko, oszczędzaj się, wystrzegaj zaziębienia. Tyś taki wątły, lada co Ci zaszkodzi. Od śmierci rodziców ja się już tak wszystkiego boję, że nawet może przesadzam, ale ty się pilnuj, najdroższy, boś Ty nasza jedyna nadzieja, podpora“.
O, moja Amelko! gdybyś ty wiedziała jak kruchą moralnie jest ta „podpora,“ możebyś już nigdy słów tych nie powtórzyła,
O sobie, jak zwykle, nic prawie nie pisze. Czuć jednak jakąś gorycz, jakieś ciche przygnębienie z tego listu. Nie skarży się ani słowem, — przeciwnie wysila się,