Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z kolei nastąpiła auskultacya. Musiałem to kłaść się, to siadać, to klękać, to znów przewracać się na wszystkie strony, wreszcie liczyć, wzdychać, kaszlać, aż w końcu opadłem z sił zupełnie. Gorączka tylko podtrzymywała mię nieco.
Z wielkim wysiłkiem starałem się prowadzić jeszcze rozmowę, ażeby się nie wydać ze swoim opłakanym stanem przed Łopackim. Bałem się, żeby nie zaczął mię żałować.
Wreszcie Łopacki pozostawił mię w spokoju, i zaczął przeglądać recepty Starzeckiego i badać flegmę.
Czułem, że się zbliżała ostateczna chwila. Rzeczywiście, znajdowałem się w opłakanym stanie. Gdyby nie obecność Łopackiego, jęczałbym głośno. Myśl moja fantastyczne odbywała podróże, goniąc za wzrokiem, który błądził bez celu. Chciałem skupić się w sobie, opanować myśl i zwrócić ją w jednym jakimkolwiek kierunku. Na próżno. To dziura od haka w suficie, to mucha przelatująca, to cień na ścianie, pochłaniały moją uwagę. Mimo to, nie mogłem ani chwili nie myśleć jednocze-