Strona:Ignacy Dąbrowski - Śmierć.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
9 marca.

Dokoła mnie dzieje się coś dziwnego, niepojętego. Zosia przyszła wczoraj do mnie tak blada, tak okropnie zmieniona, jakby przebyła najcięższą chorobę. Potem wpadła kilka razy w spazmatyczny płacz i dopiero po długich wysiłkach udało się Stachowi uspokoić ją trochę. Miała przesiedzieć do wieczora, a tymczasem wyszła przed 6-tą.
Ja leżałem jak głupi, nie rozumiejąc nic, bojąc się pytać. A jeszcze, jakby na złość, ku wieczorowi robiło mi się coraz gorzej i chwilami zapadałem w jakieś odrętwienie, co ich tem bardziej podniecało.
Tak być dłużej nie może. Jutro zapytam ich wręcz, co ukrywają przede mną bo przeczuwam jakieś straszne nieszczęście. A już wolę wiedzieć wszystko, bo tak zwaryować można.
I po co Amelka przyjeżdża do Warszawy? Zosia najwyraźniej powiedziała, że z listu jej można wnosić, iż ma taki zamiar.