Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

było rady. Slawiczkę dawno zaprosił Wejwara o Hawrdzie zaś nawet nikt nie pomyślał od owej przygody na wieczorku „Karafiatów.”
— Spłatałby nam znów jakiego figla — mówiła pani Kondelikowa.
Do domu przyszły po godzinie siódmej. Kasia kręciła się po kuchni, doglądając w piecyku pieczeni cielęcej. Sałatę przygotowała już w południe i to z ziemniaków ciepłych jeszcze, ażeby się w nie wpił ocet i oliwa.
— Taka jest najlepsza — pouczała matka Pepcię — tak powinnaś ją robić zawsze. Zimne smakuje jak pokrajane mydło i nic w siebie nie przyjmą.
Pieczeń około siódmej się dopiekała, czerwieniła się po wierzchu, jak wiśnia, pachniała w kuchni i w ogrzanych pokojach aż miło, a pani Kondelikowa przeglądała w jadalni nakrycie stołu, czy wszystko w porządku.
Wtem powrócił pan Kondelik, wytrząsnął z siebie wilgoć ulicy, chwytał nozdrzami lubą woń pieczeni i miły zapach sałaty, i nim zdjął palto, zaczął grzebać w kieszeniach.
— Dziś, Betty, użyjemy sobie! Patrz, niosę kawał ementalskiego sera, dla was kanodki (sardynki), a dla wszystkich zawijane śledzie. Patrzcie!
I wyjmując, kładł zawiniątka na stole, a zawiniątka były duże; pan Kondelik, gdy kupował, to już kupował porcye obfite.
Pani Kondelikowej zbierało się na śmiech, ale się zaraz opanowała.
Pepcia już chciała powiedzieć, że kupiły także