— Byłbyś pan nas dopiero urządził, gdybyś był nie przyszedł — przemówiła doń Pepcia. — Czy zastał pana posłaniec jeszcze w domu?
— Tak, Pepciu...
— Doręczył naszą odpowiedź?
— Tak, Pepciu.
— Doręczył panu... także... cośmy... posłały? — ciągnęła Pepcia powoli.
— Tak, Pepciu — odpowiedział monotonnie Wejwara i musiał odkaszlnąć, tak go ściskało w gardle.
— Nie gniewał się pan?
— Dlaczegobym się miał gniewać, Pepciu?
— Wie pan, mamusia mówi, że to taki stary zwyczaj rodzinny...
— Ja także myślałem, że to jakiś stary zwyczaj...
— Aby pan długo żył.
— Tak, Pepciu...
— A tę najładniejszą włoży pan sobie do ślubu...
Wejwara nie odpowiedział zaraz, ale dopiero odkaszlnąwszy rzekł:
— To jest, Pepciu droga, jeśli tak trzeba, wezmę ją, ale sądzę, że będą dla mnie... bardzo... duże... szczególniej u szyi...
Pani Kondelikowa, wchodząc do pokoju, usłyszała ostatnie słowa.
— Jakże, Franciszku, duże? To być nie może, przecież szyłyśmy podług pańskiego kołnierzyka, ma pan trzydzieści osiem centymetrów...
— Owszem, mamusiu, ale te mają przynajmniej czterdzieści sześć...
Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/68
Wygląd
Ta strona została przepisana.