Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 3.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak jest — potakiwał Wejwara.
— A to szkło na niej jak ładnie szlifowane — podziwiała ciocia Kasia.
— To ładna rzecz, dziewczyno — mówił mistrz Kondelika. — Możecie nawet dać na wystawę.
Slawiczek skorzystał z ogólnego ruchu, który Wejwara podarkiem swoim spowodował, ażeby sobie nałożyć jeszcze kawałek pieczeni i łyżkę sałaty. Broszkę obejrzy później, ona nie ucieknie.
Pani Kondelikowa spoglądała na Wejwarę z pewnem zakłopotaniem i nareszcie przemówiła:
— Franciszku drogi, sprawiłeś nam niespodziankę i zawstydziłeś nas. Pepcia przygotowuje dla pana także małą pamiątkę, ale niema jej jeszcze w domu. Monogram zrobią dopiero jutro...
— Tych monogramów nigdy nie zrobią w porę — mówił mistrz Kondelik — to znane rzeczy.
Wejwara zapewniał, że go to jutro podwójnie cieszyć będzie, a potem prosił Pepcię, ażeby sobie broszkę przypięła, czy jej będzie do twarzy. Pepcia uczyniła zadość właśnie w chwili, gdy mamusia z ciocią sprzątały ze stołu, a mistrz Kondelik znowu dolewał piwa. Przy lustrze w kącie przypięła ją sobie i tu jej Wejwara ukradł kilka buziaków. Cieszył się, jak dziecko, że go nikt nie widział. Slawiczek obcierał sobie również usta, ale po kolacyi.
— Panie Slawiczek — wołał mistrz — nie składaj pan broni. Kobiety uprzątną teraz ze stołu, a potem mamy jeszcze małe zakończenie: kawałek sera i morskiego zwierzęcia, dla konkoksyi żołądka. Popłócze-