Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tomny, a gdy się znalazł na ulicy, dziwił się, że się tam znalazł szczęśliwie i cały. I to mu przyniósł dzień dzisiejszy, dzisiejszy, który miał mu dać szczęście żywota!...
Pół godziny chodził Wejwara po mieście, jak błędny, a potem nagle poczuł ulgę. Nadeszła Pepcia, a z jej ukazaniem pojawiła się nadzieja. Pomimo też, że mistrz Kondelik zadał mu cios tak ciężki, pierwsze słowa Wejwary brzmiały:
— Jakże się ojciec pani miewa, panno Pepciu?...
Dwie godziny chodzili razem w okolicy ulicy Jecznej, wzdychając i ręce sobie ściskając, wieczną sobie miłość obiecując, choćby nawet całe piekło ze wszystkiemi swemi potęgami, ze wszystkiemi dyabelskiemi intrygami przeciw nim powstało. W niewinnej, niedoświadczonej, teraz wszakże nad miarę wzburzonej główce panny Pepci mignęła nawet myśl o ucieczce do Ameryki, ale Wejwara, który był w geografii jednak bieglejszy, niż zrozpaczone dziewczę, pomimo, że był przedsiębiorczym turystą, jak wiemy, pośpiesznie zaprzeczył, że o Ameryce nawet myśli być nie może. Jest to daleka, bardzo niewygodna podróż, z wielu trudnościami połączona, on zaś nie mógłby się udać do Ameryki, gdyż wysoki magistrat nie dałby chyba urlopu na tak daleką wycieczką. Kiedy nareszcie odprowadził ją aż do bramy domu, obiecał święcie, że jutro pod wieczór znów oczekiwać będzie. Pani Kondelikowa ułatwiała córce zadanie, ażeby w porę właściwą mogła Wejwarę