Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Cicho, staruszku — wtrąciła pani Kondelikowa, która się przysłuchiwała i bała się, aby nie powstała jaka niemiła sprzeczka — weźmiemy sobie dorożkę i pojedziemy, nic nam nie będzie.
— Może sądzisz, że tu stoją dorożki, jak na dworcu! — wybuchnął mistrz.
— Ee, o dorożki nie trudno, szanowny panie — zauważył ojciec Janouszek, który zaglądał z tyłu w karty. — Ciągle tu turkoczą — dziś niedziela.
Mistrz rzucił okiem w stronę Wejwary.
— To pańska rzecz, postaraj się pan o dorożki! Pieszo ztąd nie pójdę.
— Niech się pan nie kłopocze — pomagał zakłopotanemu Wejwarze ojciec Janouszek — dobrze państwo zajedziecie.
Wejwarze poszczęścił przypadek. Nim gra obeszła trzy razy w koło, zatupotały na dworze głucho kopyta i Wejwara wybiegł na szosę. Chwała Bogu! Była to dorożka, powracająca z Krezy. Zatrzymał ją i ucieszony śpieszył z powrotem.
— Pojedziemy, szanowny panie!
— Co, już do domu? — zapytał pan radca. — Nie zatrzymacie się państwo nigdzie, abyśmy mogli gdzieś partyę dokończyć, kiedyśmy się tak rozegrali?
Pan radca nie miał dzieci i było dlań za wcześnie, ażeby już iść do domu.
Mistrz Kondelik, mając zapewniony powóz, powrócił do dobrego humoru.
— Dobrze, panie radco! Co pan powie, gdybyśmy wpadli do Mahulika? Mamy go wszyscy po