Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 2.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Drętwiała na samą myśl, że dziś..
Mistrz nic nie odpowiedział, lecz włożył świeżą koszulę i śpieszył do łóżka. Przysunął sobie nogą pachołka do butów i oparł się o krawędź, a zaledwie zrzucił pierwszy but i schylił się, ażeby zrzucić drugi, uczuł nagle dobrze sobie znane łupnięcie w krzyżu. Pośpieszył ku kanapie, ale już się nie mógł wyprostować, więc skrzywił twarz i zawołał strasznym głosem:
— Jezus Marya, Betty, już jest, już gąsior mnie trzyma!
I skręcony jak korba katarynki zataczał się po pokoju i padł na fotel. Pani Kondelikowej opadły bezsilnie ręce.
— Betty! — jęczał mistrz — masz grzech śmiertelny, tak urządzić ostatni dzień w roku!
— Ależ, staruszku — broniła się pani, tłumiąc płacz — czy ja winnam temu? Biegłeś szybko...
— Kto mnie to gonił, Betty, kto? — narzekał mistrz. — Spojrzyj, jakeście mnie okaleczyły na Nowy Rok!

Kiedy przyszedł Wejwara z panem Hupnerem, siedział mistrz jeszcze w fotelu, nie od ważywszy się wstać, by sprawy nie pogorszyć. Jęczał cicho, jakby czekał swojej godzinki, i witał obu gości tylko kiwnięciem głowy i zamierającem spojrzeniem. Ale gdy ku niemu podszedł Wejwara, ażeby mu podać rękę, pan Kondelik rzekł gorzko:
— Patrz pan, panie Wejwaro, czego nie dokazałeś wszystkiemi wycieczkami, to udało się dziś „naszym ludziom.” Siedzę tu jak Łazarz, kiedym już