Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
77

Pepciu! Pepciu! Złota moja, spotkamy się jeszcze kiedy? Wejwarze kołatało serce. Tak szczęśliwy nigdy jeszcze do domu nie powracał.
Przypomniał sobie tajemną wycieczkę. Czy pójdzie rzeczywiście pan Kondelik? Ach, gdybyż i Pepcia mogła iść z nimi! Czy to zgoła niemożebne? Wejwara postanowił sobie, że się starać nie przestanie, aby się dowiedzieć o celu tajemnej wycieczki, potem może szanowna pani (Wejwara nawet sam do siebie mówił z takiem uszanowaniem o matce drogiego dziewczęcia) i Pepcia mogłyby pojechać koleją naprzód, spotkałyby się tam z ojcem i z nim, z Wejwarą. Nie był wcale zarozumiałym, ale cieszył się na samą myśl, jakby bracia Sokoły patrzyli na niego, że jest w stosunkach z taką porządną, solidną rodziną i że za nim (za nim! mówiło coś wyraźnie Wejwarze) przyjeżdża takie lube stworzenie!..
Wejwara wydawał się samemu sobie niemal bohaterem, gdy też wszedł do swego kawalerskiego pokoiku, wstydził się niemal, że ma dziś spać w tych miękkich poduszkach. Dzisiaj usnąłby nawet w koszu gimnastycznym, lub przynajmniej na mostku pod koniem. Głowę oparłby, choć o kłodę i przykryłby się twardym udeptanym materacem z hali, a pomimo to spałby jak na różach.
Pomalutku zasypiał.
Dobranoc, panie Kondeliku, dobranoc szanowna pani, i ty miła, droga, najdroższa Pepciu, dobrej, szczęśliwej, błogiej nocy!
Śniło mu się, że leży na mostku, że ma pod głową kłodę i że się przykrył tym materacem, na który brat Lwowski tak ciężko skoczył, gdy