Przejdź do zawartości

Strona:Ignàt Herrmann - Ojciec Kondelik i narzeczony Wejwara Cz. 1.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
62

Wejwara ukłonił się damom, wyrzekł swoje: „całuję rączki!” i „moje uszanowanie!” i kłaniając się mistrzowi Kondelikowi, przedstawiał się:
— Franciszek Wejwara, szanowny panie, praktykant-koncepista przy magistracie królewskiego, głównego miasta Pragi!...
— Na zdar, Sokole — rzekł głośno mistrz — ja jestem Kondelik, malarz Kondelik, a pana znam już, panie Wejwaro; widziałem pana tańczącego z naszą Pepcią — u Karafiatów — besedę — bardzo pięknie pan tańczyłeś — mnie beseda nigdy nie szła w głowę...
Wejwara zaczerwienił się powtórnie, aż po za uszy, zdawało mu się, że się pod nim ziemia chwieje. Myślał, że w słowach pana Kondelika spoczywa dyabelna ironia. O mało nie stracił pewności siebie. Ale „Sokole, Sokole” wołało w nim coś: „Trzymaj się!”
— Niestety — zaczął mówić drżącym głosem — był to mój ostatni taniec z panienką, stała mi się wówczas przygoda, miałem nowe, leciutkie lakierki (pani Kondelikowa rzuciła na małżonka zwycięzkie spojrzenie: widzisz, że miał dobre buty!), nawet nie czułem, że wchodzę w kaloszach do sali, a kiedym to spostrzegł — no, jednem słowem, proszę szanowną panią i panienkę bardzo o przebaczenie, że odszedłem bez pożegnania — ale — bardzom się wstydził. Dziś śmieję się z tego, ale wtedy zdawało mi się, że się ze mnie cały świat śmieje, i nie chciałem, ażeby choć cień z tego, co się mnie należało, padł na panienkę, z którą miałem jeszcze tańczyć...
— Aaach! — pani Kondelikowa w duchu głaskała Wejwarę po głowie! Wybornie to powiedział! Na-