Strona:Ibanez - Czterech Jeźdźców Apokalipsy 02.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

książęcy, a może zawdzięczał swe istnienie kaprysowi kokoty, żądnej jak największego zbytku. On i jego rodzina usnuli legendę dokoła tego złotego naczynia, ozdobionego szponami lwów, delfinami i popiersiami najad. Niewątpliwie posiadali je niegdyś królowie. Cziczi zapewniała z powagą, że była to wanna Marji Antoniny. I cała rodzina, uważając dom przy Avenue Victor Hugo jako zbyt skromny i mieszczański na przechowywanie tego przedmiotu, zgodziła się żeby go przenieść do zamku, gdzie trwałby szacowny, niepotrzebny i uroczysty, jako zabytek muzealny. I to by miał przywłaszczyć sobie nieprzyjaciel, jeżeli dotarłby tam, posuwając się ku Marnie, to i wszystkie inne bogactwa, nagromadzone z taką cierpliwością?... Ach! nigdy! Jego dusza zbieracza była zdolną do największych bohaterstw, żeby tego uniknąć.
Każdy dzień przynosił nową falę złych wieści. Dzienniki powiadały mało, Rząd przemawiał językiem zawiłym, pogrążającym duszę w niepewnościach. Mimo to prawda torowała sobie drogę w tajemniczy sposób, podniecana pesymizmem tchórzliwych jednostek i machinacjami szpiegów nieprzyjacielskich, ukrywających się w Paryżu. Ludzie udzielali sobie złowrogich wieści, zasłyszanych tu i owdzie. „Już przeszli granicę“. „Już są w Lille“. „Posuwając się z szybkością pięćdziesięciu kilometrów na dzień“. Nazwisko von Kluka zaczynało być znanem. Anglicy i Francuzi cofali się przed okrążającemu posunięciami najeźdźców. Niektórzy oczekiwali nowego Sedanu. Desnoyers śledził za zbliżeniem się wroga, chodząc codziennie na Dworzec Północny.