Strona:Hugo Zapałowicz - Z Czarnohory do Alp Rodneńskich.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

arye i melodye z Trawiaty, Fausta, Romea, Freischütza. Wawrzyńcowi podobały się szczególnie dwie arye z Freischütza (Agaty modlitwa w E w 2 akcie i arya w D w 3 akcie), które wciąż potem powtarzał, prosząc co chwilę o podanie taktu. Łatwo sobie wytłómaczyć, że mu się te właśnie arye tak spodobały, bo przypominają one cokolwiek muzykę kościelną. Wawrzyniec zaś jako człowiek bogobojny a nadto w piśmie biegły, przewodniczył już nieraz śpiewem i głośnem czytaniem kompaniom Zawojan, pielgrzymującym na Kalwaryę Zebrzydowską. Nadto zajmuje honorowe miejsce na chórze drewnianego, lecz wielkiego i starożytnego kościoła w Zawoji.
Dolina, którą odtąd aż do Suligułu wciąż jechaliśmy, jest malownicza i jest tu nawet węższa, niż w wyższej swej części. Rzeka Riu Vaser toczyła raźno, lecz bez gwałtownych spadków swe czyste wody koloru jasno zielonkowatego, który ku toniom ciemniał a w środku nad największą głębią wpadał już w odcień niebieskawy. Droga była wciąż posłuszną wszystkim grymasom rzeki, zmieniającej co chwila kierunek. Prowadziła popod urwiska, przyciskała się do stromych skalistych ścian, przerzucając się często z jednego brzegu rzeki na drugi. Gdzieniegdzie wydawało się, że droga już się skończy, gdyż skała wysunięta w poprzek zdawała się zamykać dolinę całą i odwracać rzekę, skrytą teraz, gdzieś w niewidzialnym kierunku. Lecz za zbliżeniem się błysnęła znowu powierzchnia rzeki i droga okrążając śmiało skałę, wiła się znów dalej.
Ściany doliny tworzył z obu brzegów prawie nieprzerwany szereg gór średniej zawsze wysokości i zalesionych od stóp aż do głowy. Tylko nieraz tu i owdzie, gdzie poprzeczna jaka dolinka wpada z boku i przerywa ten szereg gór, wychyla się jaki kończasty nagi szczyt, naprowadzając na myśl, że tam za tym wałem lesistym znajdują się w pobliżu i wysokie góry.
Lasy były z początku wyłącznie prawie bukowe, pomiędzy które mięszały się brzozy mniej lub więcej obficie. Świerki zrazu rozproszone tam w górze po grzbietach, poczęły się coraz obficiej skupiać; już tworzą wązki nieprzerwany pasek, który, im więcej się w głąb doliny posuwamy, tem się więcej rozszerza kosztem lasów liściastych; lasy świerkowe coraz się bardziej zniżają, zbliżając się ku nam, aż w końcu dolna ich granica dosiągnęła w Sniapenu (dwa domki przez Niemców zamieszkałe) w wysokości koło 660 m. poziomu rzeki. Odtąd drzewa liściaste pojawiały się tylko rozproszone w lasach świerkowych. Ze względu, żeśmy się od Wyszowa aż do Sniapenu podnieśli tylko o 170 metrów, przeto nie elewacya większa, lecz wyłącznie chłodniejszy klimat w głębi doliny spowodował to wyrugowanie lasów liściastych przez świerkowe. Że to tej okoliczności przypisywać należy, potwierdza i to, że lasy bukowe na wstępie do tej doliny koło Wyszowa, a więc w klimacie korzystniejszym, podchodzą aż na grzbiet gór, który znacznie wyżej jest wzniesiony, niż Sniapenu, gdzie już te lasy liściaste nikną.
Brzegi rzeki pokrywał miejscami wielkiemi swemi liśćmi Podbiał łopianowaty (Petasites albus), lub ocieniały niewielkie zarośla krzewów. Trochę wyżej pojawiła się już zaraz na wstępie do doliny owa wielka i znana nam już, do Słonecznika podobna Smotrawa (Telekia speciosa), z brzegu zaś lasów po stokach gór rosła w niezmiernej ilości Szałwia lepka (Salvia glutinosa), której kwiaty barwy żółtej podobnej do koloru siarki, lecz trochę ciemniejszej, rozcięte są w środku w dwie nad sobą się znajdujące wargi, z których dwa pręciki wystają. Przypominają one swym kształtem pyszczek żmiji, gdy go rozdziawiwszy języczkiem wywija. Szczeliny zaś skał ubierały liczne drobne paprotki.
Po drodze minęliśmy w wielkich odstępach kilka domków zamieszkałych przez osadników niemieckich i już dość późnym wieczorem dobiliśmy do Suligułu.