Strona:Hugo Bettauer - Trzy godziny małżeństwa.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Spójrz uważnie na ten stolik, ale patrz dobrze. Cóż się uderza tutaj?
Ellen przycisnęła palec wskazujący do powabnego, zadartego noska. Szare jej kocie oczy ogarnęły bystro stolik, potem zaś odparła, potrząsając ciemnymi lokami:
— Nic mnie tu nie uderza! Chyba tylko może to, że Marja starła dziś staranniej kurz, niż to czyni zawsze.
— Ano tak, wiedziałam z góry, że ty czegoś takiego nie dostrzeżesz. Atoli pewna jestem zupełnie, że on to zauważy niezwłocznie. Zresztą cóż robić…
— Jakżeś śliczna i kochana siostro! — zanuciła wesoło Ellen i zaraz wzięła się do sporej czarki pełnej czekoladek, wsuwając trzy odrazu w usta różowe, nieco może tylko zbyt pełne.
— Niebiańskie! — powiedziała, żując. — Ile razy są goście, człowiekowi wpada coś przyzwoitego do żołądka! Ach, jakże wspaniale wyglądasz w tej, nowej sukni, droga siostro!
Elżbieta zarumieniła się lekko.
— Radabym coprędzej zapłacić rachunek! — mruknęła, mimowoli jednak przejrzała