Strona:Hordubal.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zeczka nie była taka ciężka! W oknie widać twarz kumy za doniczką pelargonii, wytrzeszczone spojrzenia słoneczników, babka na podwórku coś tam wylewa. Pochylona, jakby się rozglądała zadkiem po świecie, dzieci przystają i gapią się, o, o, ktoś tam idzie obcy, dziadek Cyryl miele pustymi ustami i nawet oczu nie podniesie. Jeszcze jedno kolnięcie w serce i wejdź z pochyloną głową w bramkę swego domostwa.
Ej, ty głupcze, jak też mogłeś się tak mylić! To przecie nie jest drewniana chałupa Hordubala, drewniana obora i stodoła ze słupków. Tu jest prawdziwy dwór, budynek murowany, a strzecha z dachówek na podwórku, żelazna pompa i żelazny pług z żelaznymi bronami, jednym słowem jakiś dwór. Prędzej, Hordubalu, prędzej, uciekaj razem ze swoim czarnym kufereczkiem, zanim przyjdzie gazda i powie: — Czego ci trzeba? Co się tu szwendasz? — Dzień dobry, gospodarzu, czy nie mieszkała tu dawniej Polana Hordubalowa? Przepraszam grzecznie, nie wiem, gdzie mi się oczy podziały.
Na zaproże wychodzi Polana i staje jak skamieniała. Wytrzeszczyła oczy, ręce mocno przyciska do piersi i oddycha szybko, z postękiwaniem.

III

I teraz Juraj Hordubal nie wie, co ma powiedzieć. Tyle początków sobie wymyślił i cóż się stało, że mu żaden nie pasuje? Nie zakryje oczu Polanie, nie zapuka nocą w okno, nie powróci razem z dzwonieniem stad i ze słowy błogosławieństwa. Ale włazi do domu skudłany i nieumyty, więc nie dziw, że się kobieta wystraszy. I głos wyszedłby ze mnie dziwny i zduszony — poradź Panie Boże, co tu powiedzieć takim zduszonym, do niczego niepodobnym głosem!
Polana ustępuje z zaproża, aż nazbyt daleko ustępuje. Ech, Polano, byłbym się przecież prześliznął i tak. I odzywa się do niego głosem, który już jakby nie był jej głosem