Strona:Hordubal.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przechyla się raptownie naprzód i budzi się od nagłego szarpnięcia.
— Co za upał! — ostrożnie nawiązuje rozmowę staruszek o twarzy sklepikarza. — Dokąd pan jedzie?
— Do Krywej — z wydechem odpowiada zapytany.
— Do Krywej — powtarza sklepikarz z miną życzliwego znawcy. — A z daleka? Z daleka?
Tamten nie odpowiada, ociera sobie brudną łapą zwilgłe czoło i jest mu aż mdło od osłabienia, a w głowie mu się kręci. Sklepikarz sapie obrażony i odwraca się ku oknu. Tamten nie odważa się wyjrzeć oknem, spuszcza oczy ku zaplutej podłodze i czeka, że zapytają go jeszcze raz. Potem im powie. Z daleka. Aż z Ameryki, proszę państwa. Dajże pan spokój: z Ameryki?! I cóż, jedzie pan z tak daleka w odwiedziny? Nie, wracam do domu. Do Krywej. Mam tam żonę i córeczkę, Hafia jej na imię. Hafia. Trzy lata miała, kiedym odjechał. No, patrzajcież państwo, aż z Ameryki! A jak długo pan tam mieszkał? Osiem lat. Już osiem lat temu będzie. I przez cały ten czas miałem dziob w tym samym miejscu. Jako majner. W Johnstown. Miałem tam przyjaciela rodaka, Michał Bobok mu było. Michał Bobok z Talamaszu. Zabiło go, będzie chyba pięć lat temu. Od tego czasu nie miałem z kim porozmawiać, bo jakże, proszę państwa, dogadać się z nimi? Ba, ten Bobok nauczył się po tamtejszemu, ale gdy się ma żonę, to się myśli tylko o tym, żeby jej wszystko jak się należy opowiedzieć, a tego w obcej mowie nie można. Na imię jej Polana.
A jakże pan tam pracował, kiedy nie mógł się pan dogadać? No jak? Powiedzieli po prostu: Ellou, Hordubal, i pokazali mi mój dziob. Aż siedem dolarów dziennie pobierałem, proszę państwa. Seven. Ale w Ameryce jest drogo, moi państwo. Na samo życie dwóch dolarów za mało. Pięć dolarów tygodniowo za nocleg. I wtedy ten pan z przeciwka powiada: W takim razie, panie Hordu-