Strona:Hordubal.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie wiem. Co tam lata! W imię Ojca, Syna i Ducha. Posyła mnie do was Juraj Hordubal, żebym wam powiedział, że żona jego była dobra i wierna.
— Słuchajcie, Misiu, co to znaczy, że was posyła? Kiedy was posłał?
— Co?
— Kiedy wam to powiedział?
— Ba, kiedy! Nie wiem. Padał wtedy deszcz. Kazał mi: powiesz im to, Misiu, tobie uwierzą.
— Bóg z wami, ojczulku! I z tym przyjechaliście aż z Krywej?
— Co?
— Możecie już iść, Misiu, już was nie potrzebujemy.
— No to dziękuję grzecznie. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
Zeznaje Farkasz, szklarz. — Ten diament do cięcia szkła kupił u mnie Manya Szczepan. — A znacie go? — Jakżebym miał nie znać? To ten, co tu siedzi, ten żółty. — Wstańcie Manyo. Czy przyznajecie się że kupowaliście ten diament u szklarza, Farkasza? — Nie przyznaję się. — Możecie usiąść, Manyo, ale w taki sposób niedaleko zajedziecie.
Zeznaje żona Barana, żona Hrycia, Fedora Bobala żona. Ech, Polano, co za sromota! Palcem na ciebie wskazują, oskarżają twoje cudzołóstwo, kobiety kamienują kobietę cudzołożną! Nikt już nie patrzy na Szczepana Manyę, próżnie skrzyżowanymi rękoma osłaniasz brzuch, nie zakryjesz swego grzechu. Szczepan zabił, ale tyś grzeszyła. Patrzcie na bezwstydnicę, nawet głowy nie schyli, nie zapłacze, nie bije czołem o ziemię. Patrzy tak, jakby chciała powiedzieć: gadajcie sobie, gadajcie, co mnie to obchodzi!
— Czy oskarżona ma jakie uwagi do zeznań Marty Bobalowej?
— Nie mam. — I nie pochyli głowy, nie zarumieni się ze wstydu, nie zapadnie się w pohańbieniu swoim. Jak posąg.