Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panie, odparł z komiczną uroczystością, nigdy nie pozwalam sobie sądzić postępowania osób, które mnie tak chlubnie obdarowały djamentem.
Rychło rozwiązałem język skrupulatnego rejenta, który, nie bez długich kołowań, udzielił mi spostrzeżeń poczynionych przez głębokich polityków obojej płci, rozstrzygających o wszystkiem w Vendôme. Ale spostrzeżenia te były tak sprzeczne, tak rozwlekłe, że omal nie usnąłem, mimo zainteresowania jakie budziła we mnie ta autentyczna historja. Ciężki i monotonny głos rejenta, nawykłego zapewne słuchać samego siebie i zniewalać do słuchania klientów lub krajanów, zwyciężył mą ciekawość. Na szczęście, poszedł sobie.
— Ha, ha, panie, wiele osób, rzekł do mnie na schodach, chciałoby jeszcze żyć czterdzieści pięć lat; ale chwileczkę! (tu zrobił chytrą minę, przyłożył wskazujący palec prawej ręki do nosa, jakby chciał powiedzieć: Niech pan dobrze uważa!) — Aby ciągnąć tak długo, tak długo, rzekł, trzeba mieć mniej niż sześćdziesiątkę.
Zamknąłem drzwi, wyrwany z apatji tą refleksją, którą rejent uważał za bardzo dowcipną. Następnie siadłem w fotelu, z nogami wspartemi o kominek. Utonąłem w powieści à la pani Radcliffe, zbudowanej na prawniczych danych pana Regnault, kiedy drzwi, pchnięte silną ręką kobiecą, otwarły się. Ujrzałem moją gospodynię, zażywną i roześmianą kobietę, która chybiła powołania: była to Flamandka, która powinna się była urodzić na obrazie Teniersa.
— I cóż, proszę pana? rzekła. Pan Regnault pewno panu odklepał swoją historję o Grande Bretèche.
— Tak, pani Lepas.
— Cóż panu powiedział?
Powtórzyłem w kilku słowach ciemną i zimną historję pani de Merret. Za każdem zdaniem, gospodyni wyciągała szyję, spoglądając na mnie z przenikliwością oberżystki, coś pośredniego między instynktem żandarma, chytrością szpiega i sprytem handlarza.
— Moja dobra pani Lepas, rzekłem wkońcu, mam wrażenie,