Strona:Honoryna; Studjum kobiety; Pani Firmiani; Zlecenie.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy ja śnię? rzekła, dotykając włosów i czoła, na piętnaście lat przed Malibran, przed owym sławnym gestem Malibranki.
— No, nie rób dziecka, mój aniołku, rzekłem Chcąc ją wziąć za rękę.
Skrzyżowała ręce na piersiach skromnym i obrażonym gestem.
— Niech pani wyjdzie za niego, pozwalam, — rzekłem, odpowiadając na jej gest owem ceremonjalnem „pani“. Więcej jeszcze: radzę.
— Ależ, rzekła padając do mych kolan, tu jest jakaś straszliwa omyłka; ja kocham tylko ciebie, żądaj dowodów jakich zechcesz.
— Wstań, moja droga, i zrób mi ten zaszczyt aby być szczera.
— Jak z Bogiem.
— Czy wątpisz o mojej miłości?
— Nie.
— O mej wierności?
— Nie.
— Otóż ja popełniłem największą ze zbrodni, zwątpiłem, o twojej miłości i wierze. Między dwiema chwilami upojenia, zacząłem się rozglądać spokojnie dokoła.
— Spokojnie! krzyknęła z westchnieniem. To wystarczy. Henryku, ty mnie już nie kochasz.
Już znalazła, jak widzicie, furtkę. W tego rodzaju scenach przymiotnik jest rzeczą bardzo niebezpieczną. Ale, na szczęście, przez ciekawość dodała:
— I co zobaczyłeś? Czy widywałeś kiedy księcia inaczej niż publicznie? Czyś dojrzał w moich oczach...?
— Nie, ale w jego oczach. I sprawiłaś, że byłem ośm razy u św. Tomasza z Akwinu, aby cię oglądać jak słuchasz tej samej mszy co on.
— Och! krzyknęła wreszcie, więc doprowadziłam cię do tego żeś się stał zazdrosny!
— Ba! chciałbym nim być, rzekłem podziwiając gibkość tej