Strona:Hieronim Derdowski - Walek na jarmarku.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 25 —

błyska. Tak pouczał pan krawiec Walka nieboraczka, Zdjął mu z gęby maszkarę i schował do zaczka. — Tak! Już znów teraz widać jasność pańskich oczy, Niechno pan okulary lepiej na nos wtłoczy!
Walek rzecze: — Bóg zapłać! Prawda, widzę lepiej, Bo w tym pysku już własnych nie poznałem ślepi. Jać bo na wsi chowany, rosłem jakby dziki, Dotąd pojąć nie mogłem miejskiej polityki. Ojcam stracił za młodu — pokój jego duszy! Matka wciąż jeno mruczy i głowę mi suszy; Nie chce posłać do karczmy w święto ni w niedzielę, Mówi: — Ty jesteś głupszy, niż Maćkowe cielę. A jak człek na muzykę czasem się wykradnie, Nieraz szczepą po plecach wytłucze szkaradnie. Kiedy przyjdzie ochota zalecać się Rózi, Matka zaraz rozgania i miotłą wytuzi: Gada: — Taki przedwczesny ożenek nijaki, Wnet wa byśta oboje