Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/239

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szłoscią, ja atoli nigdy panować nad gminą nie chciałem. Pocóżbym tedy miał wydawać rozkazy? Jestem stary, Anando, jestem siwy, słaby, mam lat ośmdziesiąt i docieram do kresu drogi. Bądźcież sobie sami pochodnią światłości. Ten, kto po śmierci mojej będzie sam sobie pochodnią, dowiedzie, że wniknął dokładnie w słowa moje i ten dowiedzie, że jest prawdziwym uczniem moim. Ten tylko, o Anando, będzie znał istotny sposób życia.
Ruszyli dalej i stanęli w Vaisali. Tam chodził Mistrz ulicami, żebrząc jadła, aż nagle stanął przed nim Mara.
— Nadeszła, Mistrzu, godzina wnijścia do nirwany! — powiedział mu.
— O nie! — odrzekł Budda. — Znam lepiej, niż ty godzinę moją. Nadejdzie ona dopiero za kilka miesięcy. Po trzech miesiącach, szatanie, wnijdzie Błogosławiony do nirwany.
Na te słowa zadrżała ziemia i grzmot zahuczał, albowiem Błogosławiony, oznaczając chwilę wnijścia do nirwany, zniweczył nią wolę, która go trzymała przy życiu.
Wieczorem zgromadził tutejszych uczniów swoich i rzekł im:
— Strzeżcież pilnie, o mnisi, prawa, jakie wam dałem, pamiętajcie nauki i kroczcie prawą drogą