Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Słyszałaś, ukochana, słowa tego starca. Mów, co mam uczynić?
— Skoro dałeś dzieci nasze, drogiego Dżalina mego i Krysznadżinę, możesz dać i mnie także. Nie będę się żaliła.
Visvantara ujął dłoń Madri i włożył ją w dłoń bramina. Nie uronił jednej łzy i nie czuł wyrzutów sumienia.
Bramin przyjął Madri, podziękował i rzekł:
— Bądź uwielbiony, Visvantaro! Oby ci się powiodło zostać Buddą!
Odszedł kilka kroków, ale zawrócił i powiedział:
— Poszukam sobie innej służebny. Zostawię ci tę kobietę, by nie opuszczała bóstw góry, lasu, ni źródła. Już jej nie dasz nikomu.
Gdy wymówił te słowa, przeistoczył się w pięknego młodzieńca o jaśniejącem obliczu, a Visvantara i Madri poznali Indrę. Oddali mu cześć, bóg zaś powiedział im:
— Niech każde z was zażąda łaski, a spełnię wszystko.
Visvantara poprosił:
— Chciałbym kiedyś zostać Buddą i wyzwolić istoty rodzące się i ginące w górach.
— Chwała tobie, który kiedyś zostaniesz Buddą! — rzekł bóg.