Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/042

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

On zaś uczuwał radość nową na widok wspaniałego miasta, bogactwa mieszkańców i piękności kobiet.
Atoli bogowie, zawistni o rozkosz niebiańską, jakiej zażywali ziemianie, stworzyli starca i postawili go na drodze księcia, by zmącić pogodę jego umysłu.
Oparty na kiju, zwiędły, pochylony, miał żyły nabrzmiała pod zwiotczałą, pomarszczoną skórą, zęby mu się chwiały, a z czaszki spadało parę jeno kosmyków siwych włosów. Pozbawione rzęs powieki były zaczerwienione, a nogi i ręce drżały bezustannie.
Zauważył książę tego tak odmiennego człowieka, spojrzał nań trwożnie i zapytał woźnicę:
— Cóż to za człowiek zgarbiony i siwy? Wychudłemi rękami dzierży kij, oczy jego nie mają blasku, a nogi się chwieją. Czy to jest potwór, igraszka natury, czy stał się takim przez wypadek?
Nie powinien był odpowiadać woźnica, ale bogowie zmącili mu rozum, a przeto rzekł bez namysłu:
— Człowieka tego opanowała i złamała starość, która niweczy piękno siły, rodzi ból, zabija