Strona:Herold Andre-Ferdinand - Życie Buddy.djvu/024

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Posłuszna głosowi bogini, zdjęła Mahapradża-pati klejnoty z dziecięcia i patrzyła na nie, nie mogąc oderwać oczu.
Nadszedł czas, kiedy młody Sidharta miał zostać zaprowadzony do świątyni bogów. Przystrojono ulice wspaniale, a wszędzie rozbrzmiewały bębny i dzwony. Mabapradżapati stroiła go w najpiękniejsze szaty, a chłopiec spytał:
— Dokądże mnie to prowadzisz, mamo?
— Do świątyni bogów, mój synu! — odpowiedziała.
Dziecko uśmiechnęło się i poprosiło, by je zaprowadzić do ojca.
Orszak był wspaniały, szli bramini, wojownicy i najznaczniejsi kupcy, potem straż honorowa, a Sakjowie otaczali pojazd, wiozący króla z synem. Palono po ulicach kadzidło, sypano kwiaty, oraz powiewano chustkami i wznoszono sztandary.
Dotarłszy do świątyni, wprowadził król syna za rękę do sali z posągami bogów. W chwili, gdy chłopiec postawił nogę na progu, ożyły wszystkie bóstwa, a Siwa, Skanda, Wisznu, Kuwera, Indra i Brahma wstali i uklękli przed nim, śpiewając:
— Meru, król gór, nie chyli się przed ziarnem zboża, Ocean nie korzy się przed kroplą dżdżu, Słońce nie oddaje hołdu świecącemu robaczkowi,