Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
47
KUMA TROSKA

I nagle wyciągnęła ramiona i w ciszę nocy rzuciła z głębi serca okrzyk:
— Ah, jakżem ja szczęśliwa!
Pawełek przytulił się trwożny niemal do niej, nigdy bowiem jeszcze z ust jej nie słyszał takiego okrzyku. Tak nawykł do jej łez i smutku, że ta radość miała w sobie dla niego coś niepokojącego.
A przytem przyszło mu na myśl: Co też powie ojciec, gdy się dowie o ich bytności we dworze? Czy nie będzie łajał matki, czy nie będzie dla niej gorszym jeszcze niż zawsze? Bunt głuchy nim owładnął, zacisnął zęby, potem pieszczotliwie pogłaskał ręce matki, ucałował je i wyszeptał:
— On ci nic nie zrobi, nic zrobić nie może!
— Kto? — spytała, zadrżawszy, zbudzona z zamyślenia.
— Ojciec — wyrzekł zcicha i z wahaniem.
Ona westchnęła głęboko, ale nic nie odrzekła i w milczeniu już, skłopotani, podążyli do domu.

Szara kobieta stanęła na ich drodze i zatruła chwilę szczęścia, a była to jedyna jasna chwila w życiu pani Elżbiety.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Nazajutrz miała miejsce przykra scena między nią a mężem. Łajał ją i wymyślał, że niema poczucia honoru ni obowiązku. Że przez swą żebraninę do ich ubóstwa dodała jeszcze hańbę.
Ale mimo to wziął pieniądze…