Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
38
KUMA TROSKA

Matka spoglądała z smutnym uśmiechem na niego, każdy ton przenikliwszy wprawiał ją w drżenie, ale nic nie mówiła.
„Biały dom“ leżał tuż przed niemi. Nie myślał już o nowo nabytej umiejętności. Przypatrywanie się zajęło całą jego uwagę.
Naprzód zobaczył mur wysoki z cegieł i bramę, na której filarach osadzone były dwie kamienne ule, potem dalej trawnik zielony dziedzińca, na którym stały rzędami wozy; dziedziniec ten stanowił czworobok ogromny, ujęty w ramę szarych gospodarskich budynków. W samym środku był tam rodzaj bagna, otoczonego niskim żywopłotem z białej darniny, na którem całe hałaśliwe stado kaczek się pluskało.
— A gdzież jest biały dom, mamo? — pytał Pawełek, któremu to wszystko nie podobało się bynajmniej.
— Po za ogrodem — odpowiedziała matka. Głos jej miał dźwięk jakiś dziwnie zachrypły a ręka oplotła tak mocno dłoń jego, że brała go ochota krzyknąć.
Teraz skręcili ku płotowi ogrodu i przed oczyma Pawełka stanął skromny dom dwupiętrowy, bez wszelkich ozdób architektonicznych, ocieniony gęstwiną lip starych i nieznający w sobie nic cudownego. Nie był nawet tak białym, jak mu się wydawał z daleka.
— Więc to to? — spytał Pawełek stłumionym głosem.
— Tak, to! — odparła matka.