Strona:Hermann Sudermann-Kuma Troska.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
35
KUMA TROSKA

— Tak, — teraz już i ostatnia nadzieja straocna. Ten przeklęty żyd, który mi chciał pożyczyć pieniędzy na 25 procent, oświadczył, że nie chce już mieć nic ze mną do czynienia. No, to niech sobie je zatrzyma. Plunę na niego i na jego pieniądze… a na święty Michał, jak raz, możem iść na żebry, bo tym razem nie pozostanie nam i tyle co czarne za paznogciem. Ale to ci powiadam — że teraz nie przeżyję już tego ciosu — człowiek honoru musi pamiętać na swoją godność i jeśli mnie którego pięknego poranku zobaczycie wiszącego gdzie na haku, nie dziwcie się, proszę.
Matka krzyknęła przeraźliwie i objęła go ramionami za szyję.
— No, no, no, — uspokajał ją, — tak znów źle nie będzie. Wy bo kobiety takieście strachliwe… Byle słowo z nóg was zaraz ścina!
Matka odstąpiła od niego trwożna, ale kiedy wyszedł na podwórze, siadła u okna i poglądała za nim wylękła, jakby już teraz zamierzał sobie uczynić co złego.
Od czasu do czasu, dreszcz przebiegał jej członki, jak gdyby była zziębnięta …
W nocy, która po tym dniu nastąpiła, zauważył Pawełek jak wstała nagle z łóżka, zarzuciła na siebie spódnicę i stanęła u okna, z którego widać było dwór biały. Noc była jasna, księżycowa, kto wie, może przypatrywała mu się rzeczywiście. Siedziała tak może ze dwie godziny — bezustannie patrząc ku wzgórzu. Pawełek ani się