Strona:Henryka.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pomieszczenia się w tym znakomitym domu, w którym będzie mogła zarabiać od stu piędziesięciu do dwustu franków miesięcznie.
Armand słuchał, wzruszony i przejęty współczuciem dla tego dziecka, które już tak pracowało i tyle cierpiało. To życie trosk i niedostatku, o którém młode dziewczę opowiadało prawie wesoło, porównywał ze swojém dziecięctwem, spędzoném w pieszczotach i zbytku. Pomyślał, że luidor, który dziś zapłaci za obiad, był-by wystarczył niegdyś Henryce i jéj ciotce na cały tydzień. Miał dobre serce i łzy napełniały mu oczy, kiedy szwaczka swojém malowniczém opowiadaniem, pełném szczegółów bolesnych a prawdziwych, odsłaniała mu cnoty, poświęcenia codzienne i poddanie się losowi poczciwego ludu, tak dzielnego, tak umiejętnie broniącego się nędzy.
Ściemniało się już, kiedy im podano kawę. Wyszli z restauracyi. Blade światło gazu różowiło się od ogniście zaszłego słońca. Armand doznał uczucia niezmiernie miłego, kiedy Henryka, z całą naturalnością i prostotą, jak siostra, wsunęła rękę pod ramię swego nowego przyjaciela.
Ale przejeżdżający stangret, zatrzymując konia tuż przy chodniku, skinął na niech, by wsiedli do wiktoryi.
— Wieczór taki piękny, — rzekł student, — możebyśmy pojechali do Lasku Bulońskiego?
— Och! dobrze, — zawołała radośnie Henryka. — To tak przyjemnie widziéć prawdziwe drzewa!
Przyznała się, że wszystkiego cztery razy w swém życiu jechała powozem otwartym. Cieszyła się z początku niezmiernie i szczebiotała, jak ptaszek.
Wieś? Prawie jéj nie znała. Podczas lata, w Niedzielę wieczorem, ciotka zabierała w koszyczek butelkę wody z winem i trochę zimnego mięsiwa i szły na fortyfikacye obiadować, oddychając „świeżém powietrzem.”
— Ale prawda, że to nie prawdziwa wieś, jeśli się widzi wielkie kominy fabryczne?
Co do Lasku Bulońskiego, widziała w botanicznym ogrodzie dzikich ludzi, bardzo brzydkich. Był wielki tłum, tumany kurzu, a przytém trzeba było czekać tak długo, tak długo na tramway! Ale w wieczór musi być prześlicznie.
Wieczór już był zupełny, kiedy się zbliżyli do Łuku