Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wali drzwi z innych domów i porozpalali ognie, grzejąc się, szczęśliwi, że są jako tako zabezpieczeni od mrozu.
Położywszy się na podłodze, zasypiałem. Naraz wchodzi kapitan z porucznikiem Zielińskim, aby obejrzeć, jak jesteśmy ulokowani.
Dawszy instrukcje sierżantowi Majorowi, wychodzą, porucznik zabiera mnie z sobą, mówiąc: „Chodźcie ze mną. Parę domów dalej znalazłem dobrą kwaterę do przenocowania: jest tam łóżko i kanapa, kazałem też napalić na kominku, będziem pysznie spali“. Z ochotą idę za nim; wchodzimy do domu, którego róg był rozwalony, ale na górze pokój nietknięty.
Pogawędziwszy chwilkę, rzucam się na kanapę. Co za rozkosz! po tylu nocach mogę choć zwierzchnie ubranie zrzucić i w cieple się położyć. W taki mróz chyba nas nie zaatakują i noc będziemy mieli spokojną, przecież i u nich nie ciepło. Z tem mniemaniem zasypiamy żelaznym snem.
Nie wiem, ile godzin spałem. Naraz słyszę jakby przez sen trąbienie i strzały. Chcę się rozbudzić i wstać, ale nie mogę.
Nakoniec wysiłkiem woli zrywam się, biegnę do okna, słyszę alarm i strzały na wszystkie strony. Porucznik śpi, jak zarżnięty. Wołam — nic nie pomaga, trzęsę nim co sił, krzyczę: