Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nadzieja, ale sam chciałem się łudzić nadzieją, żeby nie wpaść w ostateczną rozpacz.
Straciłem zupełnie apetyt. Na obiad dali coś w rodzaju krupniku, kawałek mięsa i makaron. Wszystko to nawet nie tak złe było, ale prawie nic nie jadłem. Widocznie żandarm zaraportował to, bo po południu zjawiła się siostra miłosierdzia, a dowiedziawszy się, że jestem Polakiem, zaczęła mnie pocieszać, żebym się nie oddawał rozpaczy, że ona wie, że Polacy są dobrzy katolicy — trzeba wierzyć w miłosierdzie Boskie, a ona ze swej strony może kogo znajdzie w Belforcie, ktoby się zajął mym losem.
Najciężej dokuczała mi samotność i ta niepewność, co oni chcą ze mną zrobić. Gdybym miał co czytać lub pisać! Obiecano, że gdy śledztwo się skończy i zapadnie decyzja, to dostarczą mi książek i wolno mi będzie przez godzinę codzień spacerować po korytarzu — ale tymczasem nic.
Po trzech dniach zawezwano mnie znowu na śledztwo. Zastałem nakoniec tłómacza, który zrobił na mnie jak najgorsze wrażenie. Był to człowiek lat około 30-tu, bardzo niepozorny, a przytem tak przerażony, że aż się trząsł. Wystąpił do mnie z pretensjami za odrywanie go od pracy, że on się boi żandarmów, ponieważ