Strona:Henryk Sienkiewicz - Wspomnienia sierżanta Legji Cudzoziemskiej.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Godzina już dosyć późna, miasto słabo oświetlone, wiodą mnie kilkoma ulicami. Tak jestem przygnębiony, że na nic nie zwracam uwagi. Nakoniec zatrzymują się przed jakimś dużym gmachem. Patrzę, nad drzwiami napisane: „Prison civile“. Serce mi się ścisnęło.
Ciężkie drzwi się otwierają, i jeden z żołnierzy, zdaje się kapral, oddaje mnie jakiemuś żandarmowi więziennemu, a sami się wracają. Żandarm, widząc mnie tak bardzo przygnębionego, pociesza, abym się nie niepokoił, że dzisiaj zrobić nic nie można, bo już późno, ale jutro kapitan na śledztwie, jeżeli się nic nie okaże, z pewnością mnie uwolni.
Kiedy mu powiedziałem, że jestem Polakiem, jeszcze bardziej był uprzejmy; opowiadał mi, że miał dziadka, który zginął pod Smoleńskiem w 1812 roku. Służył razem z Polakami. Pytał mnie, czy jestem głodny. Z początku odmówiłem, chociaż od rana nic w ustach nie miałem, ale tak nalegał, że nakoniec się zgodziłem.
Wkrótce przyniósł chleba, jakieś mięso na zimno i pół butelki wina. Zostawiwszy płaszcz, abym się okrył, bo noc była chłodna i dżdżysta, powiedział mi dobranoc i drzwi zamknął na klucz. Teraz dopiero, zostawszy sam, widząc