Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   13   —

— Dziękuję, panienko, dziękuję — powtarzał nieco zmieszany.
Ona zaś spojrzała mu przelotnie w oczy, a następnie odeszła bez słowa.
— Ale ja zabrałem pani pledy — ozwał się Władysław, zwracając się do panny Anney.
— Nic nie szkodzi, ja jestem ciepło ubrana. Tylko niech pan uważa, żeby zranione ramię było dobrze okryte.
I, zbliżywszy się ku niemu, poczęła zasuwać lekko i starannie róg pleda między poręcz krzesła i jego ramię.
— Nie urażam pana? — spytała.
— Nie, nie. Jak ja mam dziękować?
I patrzył na nią tak rozkochanemi oczyma, że pani Krzyckiej po raz pierwszy przyszło na myśl, iż jest w tem może coś więcej, niż wdzięczność.
Spojrzała raz i drugi na delikatną twarz pani Otockiej i westchnęła, a serce ścisnęło się jej obawą, niepokojem i żalem. To był jej ideał dla syna, to ukryte marzenie. Polubiła wprawdzie z całej duszy młodą Angielkę i, gdyby w jej żyłach nie krążyła obca krew, nie miałaby jej nic do zarzucenia, ale jednakże pierwsze to przelotne podejrzenie, że ów gmach, który