Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   172   —

mnie teraz pokochał bez wzajemności, to byłaby to jakaś słuszna za to zapomnienie kara i jakiś tryumf dla mnie i — jeśli nie taka zemsta kobieca, o jakiej mówią książki, to przynajmniej wielka ulga dla mojej miłości własnej. Ale stało się inaczej, bo zapomniałam wziąć tego w rachubę, że mam serce, nie z zagranicznej książki, ale ze wsi polskiej — proste i wierne. Gdy zobaczyłam Rzęślewo, Jastrząb i pana, chciało mi się tylko płakać i płakać, tak jak płakałam na pogrzebie pana Żarnowskiego — i odnalazła się we mnie ta Hanka, która przed laty kochała pana pierwszą dziecinną miłością, a potem takiem uczuciem nie kochała nikogo. Pan wie, co się stało dalej. Jeśli pan nie wróci, ja tego panu za złe nie wezmę, ale i pan niech urazy do mnie nie chowa. Ja także przeszłam tylko obok szczęścia...
Podpis był »Hanka«. Krzyckiemu, gdy czytał list, trzęsła się od czasu do czasu broda i ćmiły oczy. Począł powtarzać podpis listu: »Hanka, Hanka«. — Zerwał się i jął chodzić wielkimi krokami po pokoju. Myśli kłębiły mu się w głowie jak chmury po niebie, zbiegały się i rozbiegały, na wszystkie strony jak spłoszony tabun. Przeczytał list po raz drugi i trzeci i pod