— Ach, kochane stworzenie! — rzekł Groński — może pójść po pulpit i nuty?
— Nie. Będę grała z pamięci.
I to rzekłszy, oddała pannie Anney album z widokami Jastrzębia, a sama pobiegła na górę i niebawem wróciła ze skrzypcami. Przez chwilę trzymała je oparte o ramię i, podnosząc w górę oczy, namyślała się, co wybrać — i wybrała: »Ich grolle nicht« Schumanna. Rozlewne tony napełniły ciszę ogrodową. Poczęły śpiewać, marzyć, tęsknić i płakać, kołysać się, uciszać i śnić, a z nimi czyniły to samo dusze ludzkie. Smutek stawał się smutniejszym, tęsknota mocniej tęskniąca, miłość rzewniej i głębiej rozkochaną. A »Bóstewko« grało wciąż, białe w swej muślinowej sukni, spokojne z zamyślonemi oczyma, zagubionemi gdzieś w nieskończonej dali, niepokalane i jakby wniebowzięte, przez muzykę i własną grę. Grońskiemu wydawało się, że ma przed sobą jakowąś lilię mistyczną — i rozpoczął do niej w duszy jakby litanię, w której każde słowo było uwielbieniem małej skrzypaczki, za to, że gra i że wzbudziła w nim miłość, tak pozbawioną najdrobniejszego nawet pyłu ziemi, jakby była nie dziewczyną, złożoną z krwi i ciała, ale naprawdę jakąś lilią mistyczną.
Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/18
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 10 —