Strona:Henryk Sienkiewicz - Wiry 02.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   151   —

letaryat, który jest zawsze goły, jak święty turecki. My (powiada) nożem po gardle damy przedewszystkiem radykalnym burżujom, bo ukryta zdrada siedzi właśnie w nich«. — Tak gadał, a ja byłbym był gotów przyznać mu słuszność, gdybym wogóle wierzył w słuszność — a nie przyznałem mu jej jeszcze i dlatego, że on jest za głupi, żeby takie rzeczy sam mógł wymyślić. Widocznem było, że powtarza to, czego nauczyli go inni... Oczywiście, nie omieszkałem mu tego powiedzieć.
Dalszą rozmowę przerwało im przybycie Dołhańskiego, który spostrzegłszy Grońskiego, zbliżył się do nich, jakkolwiek nie lubił spotykać się ze Świdwickim.
— Jak się macie? — rzekł. — Moje panie pojechały dziś do Częstochowy, więc jestem wolny. Czy pozwolicie się przysiąść?
— Prosimy, prosimy, to przecie twoje ostatnie dni?
— Wartoby nawet z tego powodu wypić jaką butelczynę — zauważył Świdwicki — a zwłaszcza, że przytem dziś wypadają moje urodziny.
— Gdyby kalendarz był piwnicą, a datami w nim butelki, toby twoje urodziny wypadały codzień — odpowiedział Groński.